Powrót na stare śmieci

Lądowanie choć miękkie, to w nieciekawej aurze. 2000 metrów nad ziemią piękne wschodzące słońce odbijające się od rozlanych po całym horyzoncie grubych, puchatych chmur, ale im bliżej ziemi, tym gorzej. Choć planowo mieliśmy wylądować tuż po 8, przez fatalne warunki na pasie startowym na lotnisku w Chongqing, musieliśmy oblecieć miasto i wylądować na innym pasie (jakby to miało zmienić pogodę, ale pewnie na tym pasie mają system naprowadzania). Samolot płynnie wbija się w grubą warstwę jasnych, bardzo zbitych chmur i przez dobrych kilka minut mknie przez nie. Skrzydła co kilka chwil wyłaniały się spośród chmur jak łyżka w szklance mleka. Tuż nad ziemią mgła i opady deszczu. Ale lądowanie pierwsza klasa Mikka Rossileinen (czy jak mu tam było temu pilotowi) bez problemów wylądował i szybko zatrzymał Airbusa A380-330 – obyło się bez oklasków. Jesteśmy!

Pamiętają, pamiętam i ja

Na lotnisku wita nas stary znajomy 小虎 – Mały tygrys, który w busie pyta, czy to przypadkiem nie byłem ja w 2009 wraz z ekipą z Lublina. Pamięta nas dobrze. Miło z jego strony. Dla tych co go znają, Tygrysek nic się nie zmienił.

W busie jadą z nami wolontariusze. Rozmowa przednia. Chyba nie powinno być zaskoczeniem pytanie o wiek, ale wynikające z tego pytanie o to, czy mam żonę, a następnie wyczerpująca odpowiedź dlaczego tak pyta – już jest zaskoczeniem. Dlaczego nie masz jeszcze żony?  U nas jak facet ma około 25 lat już musi mieć żonę.

Wybudują nam drogę na Euro…

Widok w kierunku bramy wschodniej kampusy YZNU. Za bram¹ budynki akademii medycznej (od lewej uczelnia a dalej akademiki)

Widok w kierunku bramy wschodniej kampusy YZNU. Za bramą budynki akademii medycznej (od lewej uczelnia a dalej akademiki)

Dojazd z oddalonego o ponad 100 km Chongqingu na przedmieścia Fuling zajmuje nam około godziny. Przed 11 wjeżdżamy na kampus wschodnią bramą. Bramę i widok w kierunku biblioteki poznałem, ale to, co wyrosło po drugiej stronie ulicy i na kampusie na lewą od bramy po prostu powala na łopatki. W ciągu 5 lat powstała druga część kampusu. Jeszcze większa, jeszcze bardziej rozbudowana – trudno nawet porównać do małego polskiego miasteczka, bo tak rozbudowana infrastruktura na niewielkim obszarze nie ma w PL porównania. Może bezpieczniej byłoby porównać kampus z jakąś dzielnicą w jednym z większych polskich miast: bloki, budynki użyteczności publicznej (oczywiście wielopiętrowe budynki bez wind), asfaltowe ulice, po których śmigają rowerzyści i ciche elektryczne skuterki i samochody. A oprócz tego dwa pełnowymiarowe boiska, stadion z bieżnią, krytą trybuną. Rozmawiałem ze studentami, którzy są na kampusie od roku lub dwóch i oni sami przyznają, że w tym czasie zmieniło się tak wiele. Spójrzcie na zdjęcie po prawej. Kiedy w 2009  przechadzaliśmy się wieczorem po kampusie, bez względu na to czy był to weekend czy inny dzień tygodnia, w miejscu, gdzie teraz piętrzą się kilkunastopiętrowe szare akademiki akademii medycznej, było kilka pagórków, a na nich niemal 24/7, dzień po dniu zaiwaniały koparki i zgraje budowlańców. Natura przegrała z człowiekiem.

Stadiona sportowy na kampusie YZNU.

Stadion sportowy na kampusie YZNU.

Tak właśnie prezentuje się stadion sportowy na kampusie, o którym przed kilkoma laty jeszcze pewnie nikt nie myślał. Ale co tam, Euro nie Euro stadion wybudować trzeba. W końcu trzeba coś robić. No i flaga też musi powiewać nad nim. Przyglądając się tym nowym budowlom nie trudno zauważyć, że choć z daleka wyglądają naprawdę niezwykle, to ich wykończenie i generalny stan nie jest pierwszej klasy. W pokoju, w którym mieszkam przy drzwiach wyjściowych na balkon odpadł kawałek tynku, a korytarze budynków, które albo jeszcze nie zostały w pełni oddane do użytku nie pachnie świeżością ani jej nie widać. Jeden z wolontariuszy przyznał, że na budowę tego kampusu wydano zbyt dużo pieniędzy.

Przyznam, że rozmach z jakim podchodzą do inwestycji i ich wykonania jest niesamowity. Wygląda na to, że decyzje podejmowane są w mgnieniu oka, a ich wykonanie to kwestia kilkukrotnie krótszego czasu, niż u nas. Koszta? No cóż, bogatemu nikt nie zabroni.

A skoro o pieniądziach

Na kampusie jest kilka bardzo ciekawych rozwiązań. Każdy student ma kartę, taki jakby paypass. Dzięki niej można płacić na stołówkach oraz w wybranych sklepach na kampusie. Na stołówce po wybraniu dania wbijają na czytnik cenę a ty przykładasz kartę z której pobiera ci daną kwotę. Karty można doładowywać w kilku punktach na kampusie. Podobnie można zapłacić w supermarkecie i sklepikach, które są w akademikach. Rzecz świetna, bo nie trzeba się nosić z kasą, chociaż minus tego jest taki, że jeśli ktoś ją zgubi, znalazca może się najeść do syta, bo nie ma pinu, ani innych blokad. Są co prawda spersonalizowane imieniem i nazwiskiem, ale to tyle.

Ciepła woda w łazienkach jest też na pieniądze. Pod prysznicem znajduje się terminal, do którego wkłada się inną kartę i dopiero wtedy można odkręcić ciepłą wodę. Średnio prysznic wychodzi tak za mniej niż 1 RMB czyli coś około 50 gr.

O tej karty paypass jeszcze będzie osobny post z serii ‚jak mam na imię za granicą’ 😉

Jasne że pamiętam

Wczesnym przedpołudniem do naszego pokoju zajrzała koordynatorka wymian zagranicznych pani Dongmei, która jako pierwsza prowadziła na KUL zajęcia z j. chińskiego. Gdy tylko mnie zobaczyła bez wahania, czystą polszczyzną powiedziała moje imię i wpadliśmy sobie w obicia 🙂 Nie wiedziałem czy przystoi, ale skoro chciała, to czemu nie. Miło,  że pamiętała po tylu latach.

Krzysiek (潘立夫)

Tłumacz, językoznawca, pasjonat języków, uwielbiający podróże i fotografie. Absolwent sinologii i anglistyki KUL. GVer

Może Ci się również spodoba

6 komentarzy

  1. Xiao mo pisze:

    awww a ja myślałam, ze Dongmei jeszcze w Polsce 🙂 Pozdrów ja ode mnie i Pania Liu jak spotkasz to tez przekaz jej ukłony 😉 Mały tygrysek to pewnie jeszcze trzyma to nasze portfolio ze zdjęciami to pamięta 😉 Co do żony to bez przesady, niech zapytają Bobbiego to im powie, że tak jest zdrowiej …zresztą z Twoim egzotycznym blondem to już kwestia czasu 😉 Czekam na dalsze wpisy, bo zapowiada się ciekawie 🙂

  2. Ola pisze:

    xiao mo- Monia to Ty? 😀 Krisu, jaka podróż sentymentalna! aż zazdroszczę 😀 btw z tego co pamiętam to wcześniej nie płaciło się za ciepłą wodę…. Cóż to usługi luksusowe chyba 😉 No i właśnie, czekam na notkę o Bobby’m (spytaj go koniecznie czy ma żonę)!

  3. Krzysiek pisze:

    No niestety, luksusy w cenie. Trzeba dbać o środowisko. Inaczej to by woda się lała ciurkiem. Ale przynajmniej dzięki temu nie mamy karaluchów. Tygrysek nie zmienił się nijak oprócz okularów. Reszta to samo. Jutro mamy rozpoczęcie więc się okaże czy mamy z Bobby’im malarstwo. Jeśli tak to pierwszy obraz, który namaluję będzie Monalisa całująca się na Krakowskim Przedmieściu 😉

  4. Xiao mo pisze:

    Tak to ja Olu, rozszyfrowałaś mnie ;)) Ciekawe, czy tygrysek też ma już żonę…ehh 😉
    Krzysiek zapomniał dodać Monalisę całującą się z karłem (jednym słowem, estetyka jak u Witkacego, tylko nie wiem czy się w Chinach przyjmie..;); czekamy na cenne półtna ;D
    Co do cytatu „I’m still alone” to już rozumiem teraz…skoro z powodu wody nie ma już naszych „braci mniejszych” to faktycznie jakoś tak samotnie brać prysznic ;/

  5. Krzysiek pisze:

    Mała mo, muszę Cię zmartwić, ale Xiao tygrysek ma już żonę, a bynajmniej powiedział, że ma i na tapecie w telefonie też ma zdjęcie ślubne, więc trzeba przyjąć, że ma. Jednak ktoś inny jest nadal [tu powinna paść nazwa pewnych linii lotniczych Richarda Bransona], ale to nie potwierdzone 😉 W każdym bądź razie pan od plastyki i od Taiji mnie pamiętają 😉 Myślę, że Jarosław by się sprawdził w Taiji 🙂

  1. 7 marca, 2014

    […] dni temu wspomniałem o pełnowymiarowym stadionie z bieżnią, ale to nie wszystkie obiekty sportowe na kampusie. Tuż […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *