Dobrej kawy tu nie uświadczysz

Jedną z rzeczy, której na prawdę brakuje mi w Chinach jest kawa. Małe, mocne espresso. Takie najlepiej po obiedzie prosto z kafetierki. Ale tu próżno tego szukać. Dlaczego? Bo kawa dla Chińczyków jest za mocna, niezdrowa, no i cukru raczej nie używają, więc tym bardziej trudno im pić kawę. Tak swoją drogą, cukier jest tu stosunkowo drogi. Na przykład 300g opakowanie kosztuje około 6 yuanów czyli około 3 złotych.

Co ci zaserwują?

Espresso po chińsku - serwowane w kieliszku

Espresso po chińsku – serwowane w kieliszku

Pewnego dnia wybraliśmy się do kawiarni o ładnej nazwie Flower Time. Wystrój nieco europejski, dania w menu również europejskie (dobre spaghetti z owocami morza). Na kartach z napojami wpis 咖啡 – kawa. No jest! W końcu. Dotychczas piłem wyłącznie latte i  mokkę. Zatem postanowiłem spróbować esencji, czyli zwykłego espresso. Na liście nie ma! Pytam koleżanki obok, czy jest możliwość zamówienia espresso. Nie wiedziała co to jest, więc wytłumaczyłem jej. Poszła do baru, pogadała z obsługą i po chwili wróciła. – Mogą zrobić, ale tego będzie bardzo mało – oświadcza. – Dobrze wiem, że tego jest niewiele, ale jeśli mogą dla nas zrobić, to poproszę. Chwilę późnij przybiega i mówi, że nie mają specjalnych filiżanek więc będą musieli zrobić w kubku.

Chińska mokka - dużo czekolady, kawa nie najgorsza, a cena - 15 yuanów

Chińska mocca – dużo czekolady, kawa nie najgorsza, a cena – 15 yuanów

Niech będzie. Minęło kilkanaście długich minut i wpada kelnerka.Na tacy niesie saszetkę cukru, łyżeczkę i… kieliszek – tak taką setkę, do spirytów. W nim – espresso. Git! W końcu to, czego szukałem. Smakować, smakowało jak kawa. Nie wiem co za marka ani jakie ziarna. Może nie było to espresso pierwsza klasa, ale zawsze to coś.

Całkiem dobrą kawę serwują także bliżej kampusu, zaraz za stołówką północną. Lokal o nazwie 90 stopni. Wybór kaw i nie tylko spory. Cenowo niewesoło (bo to równowartość obiadu i śniadania razem), ale jak się stęskni, to można pójść. Lokal całkiem przyjazny, też wyglądający europejsko. Do parzenia kawy używają kubańskich ziaren.

Jest gorzej

Jaki napis, taka kawa.

Jaki napis, taka kawa.

Kiedy podczas pobytu w Ciqikou postanowiliśmy wybrać się na kawę, po długim spacerze znaleźliśmy „kawiarnię”. Na ścianach koperty zrobione z gazet, a w nich płyty z pirackimi filmami i muzyką. W małej klitce mieściły się jeszcze trzy zdezelowane kanapy, parę krzeseł i dwa lub trzy stoliki. Z nieco mrocznego wnętrza wychodzi kelnerka. Składamy zamówienie na 4 kawy. Czekamy, czekamy, czekamy. Mija ponad 20 minut, pani przynosi pierwsze dwie kawy. Odchodzi od stolika i wychodzi na zewnątrz kawiarni. Po kilku minutach wraca. A kawy jak nie było tak nie ma. Miałem ochotę już wyjść, bo za kilka minut mieliśmy być już w restauracji, ale w niespiesznym krokiem wpada kelnerka i podaje napój kawowy. Przyjemność za bagatela 30 yuanów i 40 minut czekania. Smak – no właśnie, napój kawowy z dużą ilością cukru i mleka.  Przyjemności zero.

Co w zamian?

Kawiarnia 90° - jedno z miejsc, gdzie można wypić „kawę”

Kawiarnia 90° – jedno z miejsc, gdzie można wypić „kawę”

W supermarketach można znaleźć rozpuszczalne kawy Nescafé typu 2w1 lub 3w1.
Kawiarnia 90° - jedno z miejsc, gdzie można wypić „kawę”

Wchodząc tam, można poczuć się choć przez chwilę jak w Europie

Widziałem też gdzieś Maxwell.  Jednak jest to bardziej karmel lub inka z cukrem i mlekiem niż kawa. Słabsze nawet niż te sprzedawane u nas. Przeszukałem cały pobliski supermarket i znalazłem opakowania z kawą, które wyglądały jakby w środku były niezmielona ziarna kawy. Od razu widać, że smakowa, bo na na półce stały dwa rodzaje opakowań: czekoladowa i waniliowa. Biorę do ręki, a tam w środku pojedyncze saszetki z kawą rozpuszczalną. No cóż, narobiłem sobie smaku. Cenowo wychodzi taniej niż w kawiarni, ale nie ma sensu pić neski.

Wyjścia są dwa – albo odstawić kawę (czego jeszcze nie zrobię, bo na szczęście zabrałem z domu opakowanie Crema e Gusto), albo znaleźć sklep, gdzie sprzedają prawdziwą, dobrą mieloną kawę. Może gdzieś w jakimś zagramanicznym supermarkecie można znaleźć jakąś Lavazzę. Oby!

Krzysiek (潘立夫)

Tłumacz, językoznawca, pasjonat języków, uwielbiający podróże i fotografie. Absolwent sinologii i anglistyki KUL. GVer

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *