Polski akcent w chińskiej rozrywce

Może i Budka Suflera kończy w tym roku działalność sceniczną [i zakończą ją z wielką pompą na 20. Przystanku Woodstock], ale na pewno nie będzie to definitywny koniec istnienia tej kapeli w świecie muzyki. Poza tym, Polska ma do zaoferowania o wiele więcej niż tarzających się w łazienkach piosenkarki, które nie śpiewają ani po naszemu ani po angielsku. Są takie rzeczy, które przypadają do gustu Chińczykom, choć na naszym podwórku nie są najbardziej popularne.

Drugie życie na 5 biegu

Dziś wieczorem (tak wiem, trwa sesja i powinniśmy siedzieć w książkach :P) poszliśmy na bilard do ‚speluny’. Wejście do lokalu wyglądało jak wejście do zapuszczonego baru na przedmieściach jakiegoś miasteczka. Neon nad drzwiami wyświetla tylko pół napisu, druga połowa (chyba ta ważniejsza) 酒吧 /jiuba/świeci jakby wyszła dopiero z fabryki. Schodzimy po schodach. Im niżej, tym głośniej i wyraźniej słychać wyśpiewywane „pod wpływem” jakieś chińskie przeboje 卡拉OK (KTV, czyli karaoke). Chiński znajomy uchylił na moment czarne drzwi do sali po lewej stronie. Zanim zdążył je zamknąć, ze środka wypłynęła struga dymu. Przeszliśmy kilka kroków do sali z kilkoma stołami bilardowymi. Pierwsze uderzenie. Mija kilka minut wciągu których zapominam o śpiewakach. Ale nagle moja świadomość zaczyna rozpoznawać jakieś znajome takty, znaną mi melodię. W pierwszej chwili pomyślałem, że to tylko kilka podobnych taktów. Przysłuchuję się i z każdą kolejną nutą, nabieram pewności, że jest to to, o czym pomyślałem. Budka Suflera w Chinach! Tak, może nie na żywo i nie po polsku, ale rzeczywiście, w 2001 roku, tajwański zespół 動力火車 – Power Station nagrał jeden z największych przebojów kapeli Krzysztofa Cugowskiego – Takie tango, pod zmienionym tytułem 酒醉的探戈 [Pijane tango] i przetłumaczonymi, a może raczej zlokalizowanymi na rynek azjatycki słowami.

Nie ma tu mowy o tym, że „do tanga trzeba dwojga”, a raczej są krokodyle łzy wylewane przez opuszczonego (lub -ą) przez drugą połówkę osobę. W języku chińskim wymawiany zaimek osobowy 3 os. liczby pojedynczej /tā/ nie uwzględnia rozróżnienia pomiędzy on 他, a ona 她. Zatem piosenka staje się unisex.

Upiłem się, bo jestem samotny
jestem samotny, któż przyjdzie mnie pocieszyć
od kiedy mnie opuściłaś jestem tak samotny potowarzysz mi
Jeśli nie ma Ciebie jak przeżyć mam dzień
w marzeniach z tamtych dni, wydawało się, że w twoich dołeczkach [na policzkach] jesteś ty i jestem ja
Pijane tango, pijane tango, wyjaśnij mu, że nie może mnie zapomnieć

Druga zwrotka różni się od pierwszej tym, że bohater już nie upity, a płaczący. Płacze, bo jest samotny. 啊, 怎么办! Cóż począć 🙂

Jakby nie patrzeć strasznie miło jest usłyszeć polskie klimaty kilka tysięcy kilometrów od domu. W Polsce wielu z nas na pewno zapomniało już o tym hicie, w radio pewnie też na próżno szukać takiego tanga.

Ona jest jak w długiej trasie…

Plakat filmu 在路上

Plakat filmu 在路上

To nie jedyny polski akcent w chińskiej (szeroko rozumianej) rozrywce. Od pewnego czasu codziennie oglądam po kilka filmów krótkometrażowych. Są to zwykle filmy kręcone przez studentów Pekińskiej Szkoły Filmowej. Można znaleźć zarówno takie banalne i źle wyreżyserowane z kiepską grą aktorską, jak i sporo filmów pierwszej klasy. W jednym z nich znalazł się wspomniany polski akcent. Film 在路上 /zài lù shang/ (W drodze/Na drodze) [ot niczym piąty bieg w długiej trasie] w reżyserii 刘方白, opowiada równolegle historie czterech osób, które chcąc realizować swoje marzenia, muszą najpierw stawić czoła twardej rzeczywistości. Główny bohater 小张 /xiao Zhang/ (grany przez reżysera) chciałby wyruszyć w podróż rowerową po Tybecie, ale póki co pozostaje mu jazda po zatłoczonym Pekinie jako kurier. Młody przedsiębiorca walczy z twardymi inwestorami, młoda dziewczyna po studiach wyczekuje upragnionej podróży po świecie, ale zanim to zrobi musi dostać urlop, którego szef nie chce dać; oraz ciocia Wang, która od 5 lat pracuje dorywczo po to, by jej córka mogła przyjechać do Pekinu i zobaczyć wielki świat. Ich losy przeplatają się ze sobą m.in. dzięki Zhangowi, który przypadkowo lub przy dostarczaniu przesyłki natrafia na pozostałe osoby. W kulminacyjnym punkcie 13-minutowego filmu, podczas spokojnej rozmowy pomiędzy ciocia Wang z przedsiębiorcą 周庆 w tle słychać budzące do życia pierwsze takty fenomenalnego utworu Zbigniewa Preisnera „Melodia na dzień dobry”  z albumu 10  łatwych utworów na fortepian. W tym momencie filmu, Melodia na dzień dobry pasuje jak ulał. Jeśli słyszeliście ją, to wiecie dlaczego. Rozbudzenie, podniesienie na duchu.Jednym słowem, jest to kawałek, który warto ustawić sobie na liście odtwarzania jako pierwszy każdego ranka. Od tej chwili u bohaterów zaczyna się wszystko zmieniać. Zostawiają za sobą zepsuty świat i mkną realizować marzenia. Wielki plus za wybór podkładu.

Polecam Preisnera w originale lub jego 10 utworów w wykonaniu Leszka Możdżera. Można je znaleźć (w sklepie :P) albo na YouTube.

Ps. Przypomniało mi się, jak podczas Erasmusa w Vigo, Hiszpania, siedząc w szkolnej stołówce usłyszałem lecącą w lokalnej rozgłośni Edytę Górniak śpiewającą po angielsku. Czyżby po prostu język polski per se nie mógł się przebić, a nie polska twórczość?

Krzysiek (潘立夫)

Tłumacz, językoznawca, pasjonat języków, uwielbiający podróże i fotografie. Absolwent sinologii i anglistyki KUL. GVer

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *