24/7

Sobota grubo po jedenastej wieczorem. To już dobre 3 godziny po zachodzie słońca. Niby nic ciekawego. Weekend jak weekend. Wychodzisz za bramę kampusu, na którym panuje cisza. Nie słychać pijanych studentów drących się w akademikach.

Gastrofaza, więc szukasz najbliższej jadłodajni za bramą kampusu. Rzecz jasna trzeba przejść przez most nad ulicą, do którego prowadzą schody ruchome (ruchome tylko z nazwy, bo od ponad tygodnia nigdy nie były w ruchu). Po drugiej stronie jest jeden lokal 24/7. Stragany z dobrym żarciem ulicznym zwijają się przed północą. A szkoda.

Wchodzisz do lokalu. Generalnie spokój. Z telewizora lecą mieszane sztuki walki MMA. Chińczycy kopią Filipińczyków albo Japończyków, a ci powalają ich na deski. I tak co trzecią rundę. Ale w sumie mniejsza o to, co w TV, bo można by pomyśleć, że Chińczycy są grzeczni. Siedzą, jedzą, kibicują. W sumie są, ale jeśli nie mamy generalizować, to pozwolę sobie przedstawić dwóch przedstawicieli.

Literat na 5

Zanim dobrze usiedliśmy do stołu, obok przysiadł pan koło 45-50 lat. Pewnie wraca z wieczornej zmiany. No dobra. Ale to, co postawił na stole, zanim dostał jedzenie, budzi przynajmniej zdziwienie. 5 litowy baniak po wodzie mineralnej wypełniony po brzegi piwem. OK. Wiem, że w przyulicznych knajpkach sprzedają dzbanki z browarem, ale żeby baniaki 5 litrowe po mineralce?! Niczego sobie usiadł i powoli dolewał do kufla. Spodziewałem się, że przyjdzie jego znajomy i razem machną po 2,5 litra. Nic z tego. Nie minęło 20 minut, a ‚kolega’ ma już 2,5 litra na karku, a tofu dopiero co trafiło na stół.

Pan z 5 litrami piwa

Pan z 5 litrami piwa

Tak jak i na stół trafił jego młodszy rodak.

A raczej jego głowa trafiła na stół, a jego wnętrze pod stół. Zaliczył tak zwanego zgon (szczegółów oszczędzę). Od dobrych kilkunastu minut leżał oparty o blat stołu, a jego koledzy zajadali makaron, kończąc drugi, albo kolejny już tej nocy dzbanek browaru. Jasna sprawa, że pierwszy rzucam kamień. Nie to żebym twierdził, że zgon nigdy się nie trafił – każdemu się zdarza. Każdemu zdarza się przedobrzyć. Kolega-student miał widocznie ciężki tydzień (chociaż pierwszy w tym semestrze) i musiał trochę machnąć. Bywa.

Kolega po kilku

Kolega po kilku

Kolegę później wzięli pod ramię i zabrali do akademika. Także spokojnie. Jego pozostałości zostały zasypane popiołem i zmiecione na szufelkę.

O co cho?

O to cho, że owszem, w Chinach trudno trafić na pijaną gromadę ludzi szlajających się po ulicach, która szuka zaczepki. Jak się znajdzie, to daleko nie zajdzie. Jingcha 警察 (policja) zaraz podjedzie meleksem i zgarnie ekipę za zakłócanie porządku. U nas takich delikwentów nie trzeba szukać. Tutaj owszem pije się ostro, ale zwykle zamyka się to albo w gronie, gdzieś na imprezie lub w K-TV, albo zgony przewożone są w ukryciu. Na spotkaniach biznesowych alkohol leje się litrami i nie ma zmiłuj. Często od tego zależy powodzenie następnej fazy negocjacji. W mediach dość często słychać o mocno zakrapianej imprezie, na której dosłownie tracą wręcz życie. Jest to po prostu kwestia kultury. Ktoś kiedyś powiedział (nie wiem kto i kiedy), że alkohol jest najstarszym wynalazkiem człowieka i elementem jego kultury, ale to, co nas różni, to sposób, w jaki z niego korzystamy. Po drugie, dziwić może to, że nikogo w lokalu nie obrzydziło to, że na środku pomieszczenia ktoś właśnie zwraca oprocentowaną inwestycję 😉 Nawet kasjer nie zwrócił uwagi na to, że w lokalu, którego pilnuje ktoś pośród kilkunastu zajadających się niezłym żarciem klientów „poczuł się źle”. Jeśli chodzi o naturalną reakcję organizmu, czy to bekanie, charkanie, plucie, czy w końcu rzyganie, w Chinach wydaja się, że skoro jest to element ludzkiego życia, że tak organizm działa, to jest to OK i nie ma co się krępować przed beknięciem, na kichnięcie nie ma co mówić „na zdrowie”, a na wymiotowanie w restauracji nie trzeba reagować obrzydzeniem.

W sumie w Chinach jest takie powiedzenie, że piwo to nie alkohol, a wódka to woda. A podobno dla Chińczyków woda, to lekarstwo na każde zło. Zwłaszcza ta przegotowana.

Krzysiek (潘立夫)

Tłumacz, językoznawca, pasjonat języków, uwielbiający podróże i fotografie. Absolwent sinologii i anglistyki KUL. GVer

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *